Gorączkowo przemierzałeś rozpiętość
szpitalnego korytarza, wypuszczając powietrze ze świstem. Łukasz chwycił cię za
ramie i skinął głową na wolne obok niego krzesełko, przekonując cię, że lekarze
mają wszystko pod kontrolą. Wyrwałeś się z jego uścisku i zmroziłeś lodowatym
wzrokiem przyjmującego, który nerwowo wyłamywał palce. Gdy napotkał na sobie
twoje spojrzenie momentalnie spuścił głowę, na co ty jedynie prychnąłeś.
Kochanowski przewrócił oczami, szepcząc coś na ucho rozgrywającemu, a ty
opadłeś na miejsce obok niego, skrywając twarz w dłoniach. Cała ta sytuacja cię
dobijała. Nie dość, że jednego dnia straciłeś dziewczynę i przyjaciela, to
życie twojego dziecka było zagrożone i choć miałeś niezmierne łaknienie spuścić
porządny łomot Fornalowi oraz wykrzyczeć mu prosto w twarz co o nim myślisz
powstrzymywałeś się, bowiem zdrowie twojej ukochanej było teraz priorytetem. Nagle zza zakrętu wyłoniła się blondynka z
papierowym, parującym kubkiem. Zatopiła wargi w gorącym napoju i zapytała z
przejęciem, wymownie spoglądając na ciebie:
- I co z nią?
-Cały czas nic nie wiemy.-
wzruszyłeś bezradnie ramionami. -Nie no, ja tu kurwa zwariuję!-wrzasnąłeś,
uderzając czubkiem buta w ścianę, będąc u granic wytrzymałości.
Odnotowałeś jak Kozub rozwierał
już usta, aby coś powiedzieć, jednak Kochanowski poklepał go po ramieniu,
patrząc na niego wzrokiem typu „ daj spokój, ja to zrobię”.
-Posłuchaj. –rozpoczął łagodnie
blondyn.-Wiem, że to dla ciebie ciężka sytuacja, ale wytrzymasz.-potarł cię po
ramieniu.- Kto jak nie ty. Mati, jesteś cholernym walczakiem i dasz
radę.-posłał ci pokrzepiający uśmiech.
-Ty się lepiej nie odzywaj,
zdrajco.-warknąłeś.- Znałeś całą prawdę i nie raczyłeś mnie nią zaszczycić, a
niby jesteś moim kumplem.
-Bo powinna ci była ją powiedzieć
twoja dziewczyna.- spojrzał na ciebie z politowaniem.- Nie wiń wszystkich wokół
siebie za nią, do cholery. –dodał ostro.
-Nie wiń jej za to. To ja ją
wciągnąłem w to wszystko.-odezwał się nagle przyjmujący.
Wszyscy zgromadzeni wokół
zaszczycili go spojrzeniem. Wuefistka oniemiała rozwarła usta, a jej wzrok
mówił, że oczekuje natychmiastowych wyjaśnień. Jednak Tomek zrezygnowany
machnął na nią dłonią i westchnął podrywając się z miejsca. Chwycił cię za
ramię i skinął głową w kierunku, gdzie znajdowały się drzwi wyjściowe ze
szpitala, dając ci tym samym sygnał, że czas na rozmowę w cztery oczy. Przez
chwilę zastanawiałeś się czy powinieneś go obdarzyć szansą wytłumaczenia się.
Traktowałeś go jak brata, powierzałeś najważniejsze sekrety, a on tak dotkliwie
cię zranił. Twoja ciekawość jednak zwyciężyła. Przy boku bruneta zmierzałeś w
kierunku wyjścia z budynku.
-Niech któryś z nimi pójdzie bo
się pozabijają.-westchnęła blondynka, patrząc błagalnie na Kochanowskiego i
Kozuba.
Siatkarze jednak wzruszyli
jedynie ramionami i wlepili wzrok w drzwi sali, za którymi spoczywała brunetka.
Ty natomiast zaciągnąłeś suwak kurtki aż po samą szyję i wsunąłeś dłonie w
kieszenie spodni, aby uchronić je przed mrozem. Zaciągnąłeś się lodowatym,
styczniowym powietrzem i przystanąłeś naprzeciw przyjmującego, obserwując jak
zatapia smukłe palce w gęstych, ciemnych włosach i przeczesuje je.
-No słucham cię, przyjacielu.-
mruknąłeś z wyraźną ironią.
-Mateusz, to ja w to wszystko
wciągnąłem Blankę.-wysapał. – To ja najpierw zaprosiłem ją na randkę, a później
pocałowałem. Ona mnie ochrzaniła, spoliczkowała, ale to mnie nie otrzeźwiło.
Później poszedłem za nią przed ten pierdolony lokal w Wawie i tym razem to ona
mnie pocałowała, ale była ciut rozpita, więc to ją trochę usprawiedliwia.
Natomiast mnie nic nie tłumaczy, bo oddałem ten pocałunek, a później oboje
okłamaliśmy ciebie i Kochana. Gdy spotkałem się z nią, aby wyjaśnić tą sytuację
wylądowaliśmy w łóżku. Byliśmy w jakimś pieprzonym transie. Przepraszam, ale
nie potrafiłem jej odepchnąć, nie potrafiłem tego kurwa zatrzymać.- uderzył
czubkiem buta w pobliski kamień, wylewając z siebie frustrację. – Po tej nocy
totalnie się w niej zatraciłem. Przyjechałem do Rzeszowa i wyznałem jej miłość
przed klubem. Całowałem ją, gdy ty byłeś tak blisko. Jakim ja byłem chujem i
masz rację jestem skurwielem, bo tak się nie postępuje względem przyjaciela.
Ten sms po jednym z meczów… Ja też nie wiedziałem, że ona przyjedzie, że będzie
chciała ze mną pogadać. Przyjechała by to zakończyć, chciała to przerwać za nim
ktoś ucierpi, ale było już za późno, bo mnie pochłonęła doszczętnie i rozsądek
w tamtej sytuacji już dawno się ulotnił. Jak widzisz chciała to naprawić, ale
ja jej nie pozwoliłem. Nie pozwoliłem jej odejść, bo się w niej zakochałem.
Wiem jaki to ból, gdy słyszysz, że kocham twoją dziewczynę, ale tak jest.
Uwierz mi nie planowałem tego, ale stało się. Przepraszam cię, Mateusz.
Przepraszam za zjebanie naszej przyjaźni.-jego głos coraz bardziej się łamał, a
pod strumieniem światła ulicznej latarni dało się dostrzec połyskujące w oczach
łzy.
-Mieliście czelność całować się
przed lokalem w Warszawie, mając świadomość, że ja jestem za ścianą, a później
jeszcze powtórzyć to przed Piekiełkiem?!- wytrzeszczyłeś oczy, nie wierząc w
jego słowa. – Nie wierzę, kurwa! Boże, jaki ja byłem ślepy! Przecież mówiłem
Blance, że jej się narzucasz, że zbyt wylewnie się z nią witasz, a ona mydliła
mi oczy, że to tylko moje przewrażliwienie, że… Ja pierdolę! Jak mogłeś sypiać
z moją dziewczyną?! Jak mogłeś kurwa brnąć w to, wiedząc, że ona jest ze mną,
że ją kurwa kocham, że wreszcie trafiłem na tą odpowiednią po tylu zawodach?!
Przecież o wszystkim ci mówiłem! Wiedziałeś jak jest dla mnie ważna, jak bardzo
ją kocham, że planuje z nią dzieci, przyszłość…-twój głos przesycony był rozżaleniem,
zawodem i złością w czystej postaci.
-Mateusz, byłem zakochany. To
marne uzasadnienie, ale nie myślałem racjonalnie. Żyłem nią i tylko nią.- żywo
gestykulował dłońmi, wzdychając bezradnie nad swoją postawą.- Na początku z tym
walczyłem. Mówiłem sobie, że nie mogę, że muszę trzymać dystans, ale później
wyszło, że wcale nie potrafiłem go zachować. Byłem szczęśliwy, kiedy byłem z
nią, ale potem miałem ochotę się zastrzelić, bo wyrzuty sumienia stawały się
nie do zniesienia.
-Co ja mam ci powiedzieć? Jednak
nie jesteś do szpiku zepsuty skoro miałeś wyrzuty sumienia choć.
-Może zbyt dużo wymagam, ale mam
nadzieję, że mi wybaczysz. Nie teraz, nie jutro, ale może kiedyś.
Nie zdążyłeś m u udzielić
odpowiedzi, gdyż przy twoim boku pojawiła się blondynka. Pośpiesznie pobiegłeś
za nią i wparowałeś do pomieszczenia, w jakim znajdowała się Wojciechowska.
Lekarz zadarł na ciebie wzrok i z wypranym z emocji wyrazem twarzy oznajmił:
-Przykro mi, ale maleństwa nie
udało się uratować.
Wbiłeś palce w dolny płat wargi,
aby nie dać upustu targającym tobą emocjom przy wszystkich. Zakląłeś
siarczyście pod nosem i dłonią wymierzyłeś cios w oparcie szpitalnego łóżka.
Zaszklonymi oczami spojrzałeś na kobietę, która miała być matką twojego
dziecka. Blanka wbiła pusty wzrok w ścianę, a jej blada, porcelanowa twarz niemalże stapiała się barwą ze
znajdującą się za nią ścianą. Słona ciecz ściekała po jej policzkach i wówczas
uświadomiłeś sobie, że to wszystko wina Fornala. Gdyby nie zdemaskowanie jej
romansu z nim wszystko przebiegłoby pomyślenie. To on stał za runięciem waszego świata. Wdarł się do niego i roztrwonił panujący w nim porządek. Żyłbyś w nieświadomości, że
dwie najbliższe osoby cię ranią, a twoje dziecko prawdopodobnie przyszłoby na
świat w rzeszowskim szpitalu, gdzie teraz jego żywot się zakończył.
-To wszystko to twoja pierdolona
wina.-warknąłeś w kierunku przyjmującego, chwytając go za materiał kurtki i
przygważdżając do ściany.-To przez ciebie poroniła. Gdyby to nie wyszło na jaw
nic takiego by nie miało miejsca. Nienawidzę cię!-syczałeś przez zaciśnięte
zęby.
-Mateusz!-pisnęła przerażona
blondynka.
-Do cholery jasnej, Maślak!
Zostaw go już w spokoju!-Kozubowi wyraźnie puściła cierpliwość.
Wedle życzenia rozgrywającego
puściłeś bruneta i zatrzasnąłeś za sobą drzwi sali, potrzebując chwili
ochłonięcia. Pragnąłeś ukojenia dla bólu jaki rozrywał cię od środka, przeszywał
każdy centymetr twojego ciała. Byłeś zraniony. Pozbawiony wszelkich powodów do
toczenia życia dalej na tej planecie.
***
Prychnąłeś pod nosem, wykładając
wciąż wibrujący telefon na ladę baru. Przywołałeś do siebie za pomocą gestu
dłoni młodego barmana, kiwając głową porozumiewawczo na widniejący przed tobą
kieliszek. Mężczyzna pośpiesznie wypełnił go przeźroczystą cieczą, a ty
momentalnie wlałeś w siebie palący twoje gardło alkohol. Skrzywiłeś się lekko
na twarzy i zerknąłeś na spoczywający na twoim nadgarstku zegarek. Mijała 5
godzina odwiedzin twojego ulubionego klubu. Klubu, w którym poznałeś ją, miłość
swojego życia, Blankę Wojciechowską. Omiotłeś wzorkiem miejsce, w którym
rozlała chmielowy trunek na twoje ubranie i zadałeś sobie sprawę, że czujesz się niemal identycznie, bowiem wtedy też furia zalała twoje ciało, choć nie była tak zawistna jak ta władająca tobą dzisiaj. Poprosiłeś o kolejny kieliszek
wódki. Po chwili bujałeś się na parkiecie w rytm energicznej muzyki, której
basy rozsadzały twoje skronie. Nagle dołączyła do ciebie szatynka, mrugając
kokieteryjnie rzęsami oraz prezentując ci swój śnieżnobiały uśmiech. Okręciłeś
ją wokół własnej osi i obserwowałeś jak ociera się swoimi pośladkami o twoje
uda. Nie poczułeś nawet odrobiny podekscytowania podczas, gdy czyniła to
krakowianka. Twoje ciało nie obiegła gęsia skórka, dreszcze nie nawiedzały
twojego kręgosłupa, a oddech nie przyśpieszył. Dziewczyna splotła swoją dłoń z
twoją i mijając rzekę ludzi podążała w kierunku wyjścia, ciągnąc cię za sobą.
Wtem przyparła cię do ściany i wpiła się w twoje wargi. Początkowo
odwzajemniłeś pocałunek, pragnąc zesłania zemsty na Wojciechowską. Skoro ona na
trzeźwo potrafiła flitować z twoim najlepszym przyjacielem, a później skończyć
z nim w łóżku to czemu ty nie mogłeś zasmakować uniesień po pijaku? Jednak, gdy
dłoń dziewczyny zahaczyła o pas twoich spodni raptownie ją od siebie
odepchnąłeś i zachłysnąłeś się powietrzem.
Nawet alkohol nie sprowadził na ciebie całkowitego ukojenia. Nie
potrafiłeś jej tego uczynić. Nie umiałeś zdradzić Blanki, nawet po tym co ci
wyrządziła, choć teoretycznie wasz związek już nie istniał. Nie traciłeś
zdrowego rozsądku nawet pod wpływem procentów krążących po twoim krwiobiegu.
Spojrzałeś na zdezorientowaną twarz dziewczyny i szepnąłeś :
-Przepraszam, ale nic z tego.
Dziewczyna prychnęła pod nosem i
wróciła do klubu. Ty natomiast podirytowany ruszyłeś przed siebie, kopiąc wszystkie
napotkanie na swojej drodze kosze, kamyki i inne obiekty.
-Jesteś żałosny, Masłowski.
–mruknąłeś pod nosem, uśmiechając się blado.- Ona ci to zrobiła na trzeźwo, a
ty nawet po pijaku nie potrafisz tknąć innej.
Ciężko się patrzy na cierpienie bohaterów, ale ponoszą oni konsekwencje swoich zachowań. Oby w kolejnych rozdzialach los byl dla nich laskawszy
OdpowiedzUsuńCóż, ona i Tomek mają czego ponosić konsekwencje, ale Mati jest tutaj niewinny :(
UsuńZobaczymy jak to się pookłada.